Czym jest prawdziwa joga? Większość z osób, które regularnie jogę praktykują albo jogi od jakiegoś czasu uczą ma pewnie swoją prywatną definicję. Być może nie zawsze jest ona do fantazyjnie ubrana w słowa, ale jednak jest. W końcu jeśli z pełnym oddaniem, rezygnując czasem z innych rzeczy, regularnie praktykuję jogę albo jogi nauczam, to mam przecież przekonanie, że moja joga jest prawdziwa. Trudno sobie wyobrazić kogoś, kto z zaangażowaniem praktykuje lub naucza jednej jogi, ale w skrytości ducha wierzy, że istnieje jakaś inna, prawdziwsza, lepsza metoda.
Podobnie rzeczy się mają z pytaniem, która joga jest bardziej tradycyjna. Historia jogi, która w jakiś sposób znalazła odbicie w tekstach, ma zapewne ok. 2500 lat. Przez ten czas wiele rzeczy się zmieniło. Joga ulegała przeobrażeniom, podlegała najrozmaitszym wpływom, dostosowywała się do czasów i środowiska, w którym funkcjonowała. Można oczywiście autorytatywnie twierdzić, że prawdziwą jogą jest wyłącznie ta, o której piszą Bhagavadgītā lub Yogasūtry, a wszystko, co powstało potem to jakieś aberracje, niepotrzebne udziwnienia, odstępstwa od jedynie słusznej doktryny. Oczywiście, pojawia się wtedy pytanie, gdzie nakreślić linię odcięcia. Czy aberracją jest wszystko, co powstało po Patañjalim? A może raczej to, co zostało napisane po Haṭhapradipīkā? A jak jest ze współczesną, często bardzo fizyczną, praktyką jogi? Czy w ogóle zasługuje ona na nazywanie jej jogą i ile ma wspólnego z „jogą tradycyjną”?
Interesuję się historią i teorią jogi. Z fascynacją śledzę jej rozwój oraz zmiany, jakie zachodziły w podejściu do praktyki jogi i celów jakie ma ona realizować. Jednak kiedy rozwijam matę i zaczynam praktykę niespecjalnie interesuje mnie, co ktoś inny może sądzić na temat prawdziwości czy tradycyjności tego, co robię. Jedyna rzecz, która naprawdę jest wtedy dla mnie ważna, to efekt, który uzyskuję. To mi wystarcza, bo jest to prawdziwe i głębokie.